Ciekawszym z eksperymentów było użycie lodu do ochłodzenia waru. Napełniłem kilka woreczków spożywczych wodą z kranu i wstawiłem je do zamrażalnika. Po zamarznięciu były idealnie dopasowane do ścianek zamrażalnika więc dość ciężko się je wyciągało jednak i z tym dało jakoś radę. Do wanny i zlewu wsadziłem po kilka takich „wkładów”. Spodziewałem się marnego efektu a wszystko zorganizowałem jedynie z czystej ciekawości, jednak jestem mile zaskoczony rezultatem. Wcześniej woda w wannie dość szybko robiła się „letnia” a wychładzanie garnka bardziej się wydłużało, niestety nie zmierzyłem czasu po jakim garnek był już zupełnie zimny jednak pozostałem po tym eksperymencie z wrażeniem znacznej oszczędności czasu.
Mycie fermentorów i akcesoriów odbywało się standardowo za pomocą płynu do zmywania kupionego za około 6zł za 5 litrów. Na razie sprawdza się wyśmienicie.
Gdy już cały lód wrócił do postaci płynnej, wsadziłem rękę do wanny, woda była naprawdę zimna, największą jednak różnicę chyba było widać w schładzaniu mniejszego garnka w zlewie, którego zawartość powstała z długiego wysładzania młóta. O tym jak się stało, że z jednego zacierania wyszły dwie warki możecie przeczytać tutaj: Piąta warka – dwie warki. Efekt był piorunujący i po kilkudziesięciu minutach garnek był lodowaty.
Równie ekscytujące było zadawanie drożdży, ponieważ do małej warki która pojawiła się nadmiarowo postanowiłem dodać drożdży zebranych z poprzedniego piwa. Do dużej warki dołożyłem standardową i bezpieczną w użyciu saszetkę US-05. Czytałem, że mieszanie łyżką drożdży podczas dehydratyzacji (nawadniania drożdży sypkich) jest dla nich szkodliwe. Otóż stwierdzam, że nie zauważyłem, żeby tak było.
Wcześniej jednak, wyjąłem z lodówki mały pojemnik do którego zebrałem drożdże z poprzedniej warki Tu dokładnie sprawdzicie której. Przełyżeczkowałem zawiesistą zawartość (mając nadzieję że to to właśnie to są drożdże) do innego wiaderka z letnią, przegotowaną i wystudzoną wodą.
Koniecznie nie można zapomnieć o tym, żeby dodać cukru. Ja cukru akurat nie miałem, skończył się, więc wrzuciłem trochę glukozy. Ile jej było i jak to wyliczyłem? Nooo… Skoro w pokoju były cztery krzesła a ściany były jasnożółte to godzina była w nocy, koło północy lub w pół do. Tyle właśnie i ani grama mniej ani więcej. Basta.
Zamknąłem szczelnie wiaderko i intensywnie bełtałem. Stało to jakieś dwie godziny. Spodziewałem się większego „rozwarstwienia” drożdży na żywe (pływające u góry) i martwe (leżąco na dnie) jednak niczego takiego nie było. Podejrzewam, ze taką operację po prostu trzeba by było wykonać na kilka, sześć lub więcej godzin przed zadaniem jednak mi mała eksperymentalna warka okazała się bardzo niespodziewanie.
Zaczerpnąłem więc chochlą zawiesiny z samej góry i pełny wiary wlałem jej objętość do małego 5 litrowego fermentora. Bardzo bałem się, że wszystkie żyjątka już dawno poumierały a piwo się nie zrobi no ale na szczęście to tylko warka testowa. Starając sobie to jakoś wytłumaczyć, wyszedłem z założenia, że zebranych drożdży z poprzedniej warki było dosyć sporo a jeżeli jakieś przeżyły kilka tygodni w lodówce, bełtanie, rewitalizację glukozą i jeszcze wypłynęły na górę to to już muszą być prawdziwi komandosi. Taki GROM w świecie grzybów. Bardzo się ucieszyłem trzeciego dnia fermentacji, gdy zobaczyłem że woda w rurce fermentacyjnej jest jakkolwiek wypychana ku ujściu, nacisnąłem zatem na wypukłą pokrywkę i usłyszałem przyjemny bulgot. Jedno z przyjemniejszych odczuć.
Podsumowując:
-Duża warka wyszła 20,5*Blg
-Mała Warka wyszła około 16*Blg
-Eksperyment z Woreczkami z lodem bardzo udany
-Eksperyment z rewitalizacją drożdży z poprzedniej warki również uważam za udany. Zobaczymy jeszcze jak przebiegnie refermentacja.
No i oczywiście serdecznie zapraszam do dalszego czytania 🙂