Nabyłem 6 kg słodu Pale Ale ze Strzegomia, z poprzedniej warki został kilogram monachijskiego. Pomyślałem – co mi tam. Wrzuciłem, zatarłem, wysoki cukier wyszedł.Około 22*Blg mierząc na ciepłym płynie. Teraz wiem, że można dodać więcej słodu do gara, co też będzę czynił w przyszłości natomiast wtedy zdecydowanie więcej czasu należy przeznaczyć do wysładzania.
Moja druga warka warzona była już w mieszkaniu. Przywiozłem cały zestaw do siebie i postawiłem w roku kuchni, zajmuje odrobinę miejsca ale na szczęście w kącie i nikt się o to nie potyka. W porównaniu do noszenia wszystkiego, znacznie łatwiej było pod względem logistycznym. Wanna i kanalizacja, kuchenka gazowa i patent na termometr.
W mieszkaniu niestety miejsca trochę mniej, niestety bardzo ograniczone odcinki blatu ale mimo to kluczowym okazał się odpływ wody. Wszystko można było umyć w wannie, prysznicem – w porównaniu do pierwszej warki, bardzo duża wygoda. Mam też nadzieję na zmianę końcówki prysznica na jakąś z dyszą o wysokim ciśnieniu, obecnie mam założoną najprostszą możliwą.
Zacieranie:
Zacieranie przebiegło bardzo dziwnie, ponieważ miałem bardzo duże problemy z temperaturą pomimo gęstości brzeczki. Zacieranie było jedno-temperaturowe jednak to się nie udało. Jak bym miał je określić dokładnie nazwałbym je loso-temperaturowe. W jednej sekundzie termometr wskazywał 67*C w kolejnej sekundzie 63*C aby za moment pokazać 75*C. Bardzo dużo mieszałem. Samym termometrem też mieszałem. Zmniejszałem, powiększałem gaz, wyłączałem, włączałem… Nic… Nie udało się ustawić jednej temperatury. Aby mierzona była stale postanowiłem zamocować termometr do szafki kuchennej tak, aby swobodnie zwisał w centrum kotła. Odrobinę to pomogło przy mierzeniu jednak w tym momencie padło postanowienie o kupnie termometru cyfrowego.
Filtracja i wysładzanie:
Przy zakupie słodu nabyłem również popularny „sraczwężyk” czyli filtr z oplotu kiblowego. Działa świetnie, chociaż przy filtrowaniu przez 7kg słodu szło to wolno. Bardzo wolno. Przeraźliwie wolno. Trwało to około 2-ch godzin. Niestety dość późno się zabrałem za warzenie, ponieważ zacząłem około godziny 15 w niedzielę a to oznaczało siedzenie do późnych godzin nocnych. W każdym razie wysłodziłem około 20 litrów i zaprzestałem. Szkoda mi było ponieważ to co leciało, leciało z zawartością 7*Blg – można by było znacznie więcej płynu uzyskać jednak tempo tego procesu było przeraźliwie wolne. Kilka minut zbierał się płyn do samego tylko balingomierza. W między czasie słód wyciskałem, obruszałem, majtałem, żeby się rozluźnił, no nic. szło bardzo bardzo powoli i nic się z tym nie dało zrobić.
Zastanawiam się na ile lepiej by takie gęstwiny było lepiej filtrować przez wiadro filtracyjne – może kiedyś sprawdzę.
Warzenie, gotowanie, chmielenie:
Wlałem 20 litrów do gara, zagotowałem, dodałem chmieli. Typowo amerykańska mieszanka. Postaram się uzupełnić informację, które dokładnie chmiele były użyte.
Na 15-17 minut przed końcem gotowania wraz z chmielem na aromat dorzuciłem łyżeczkę mchu irlandzkiego. Ciekawostką było to, jak pięknie po jednokrotnym zamieszaniu brzeczka pod wpływem wymiany ciepła sama z siebie się dalej mieszała przez kilka minut:
Następnie po zakończeniu gotowania gar powędrował do wanny z zimną wodą. Trochę to trwało zanim się wystudził (około 2. godzin z lekką wymianą wody na zimną w wannie) ale i tak uważam ten sposób za możliwie najbardziej przyjemny. Jest dłuższa chwila na to żeby odsapnąć.
Na jednej z najpopularniejszych stron o warzeniu piwa, w pliku opisującym cały proces dla piwowarów którzy dopiero zaczynają jest napisane:
Jeżeli nie posiadamy chłodnicy, nachmieloną brzeczkę tuż po gotowaniu bezpieczniej jest
ostrożnie przelać znad osadu chmielowego do zdezynfekowanego fermentora (z kranikiem) i w nim ją chłodzić po szczelnym zamknięciu.
Moim zdaniem nic bardziej mylnego. Chłodzę w przykrytym pokrywką garnku i nic złego się z tym nie dzieje natomiast do fermentora zlewam już zimny płyn.Resztę opiszę w kolejnym poście więc serdecznie zapraszam do czytania.