0

Pierwsza warka cz. 3/3- Dźwigać oby jak najmniej.

Pora na Proces chłodzenia. Wspiąłem się na wyżyny własnej kreatywności w tym zakresie. Nabyłem w popularnym markecie budowlanym balię w której miesza się beton, ma ona swoją specjalistyczną nazwę, lecz wypadła mi z głowy. Okrągła, wysoka, akurat garnek się zmieścił. Cegła aby podwyższyć garnek w balii, wąż z zimną wodą, ruch wirowy wody i wypasiona chłodnica gotowa. Niestety palenisko na którym odbywało się chłodzenie znajdowało się 30 metrów od domu więc spacer farmera. A efekt wyglądał mniej więcej tak:

20150829_202458 (Copy) 20150829_202511 (Copy)

Było już wyjątkowo późno dlatego bardzo się ucieszyłem, że takie chłodzenie trwało 40 minut a nie 2 godziny, jak to się odbywa obecnie w wannie.

Następnie nastąpiło zlanie do fermentora, zamknięcie, zalanie rurki fermentacyjnej i gotowe. Użyłem również czarnego worka aby oddzielić fermentor od światła słonecznego. Do tej pory robię w ten sposób. Jeszcze pół biedy z fermentorami Browamatora które są mleczno białe ale inne firmy dają fermentory przeźroczyste. Fajnie, że można podpatrzeć co się dzieje jednak wydaje mi się, że im mniej słońca tym lepiej dla piwa.

20150829_211654 (Copy) 20150829_210812 (Copy)

Odczekałem tydzień, zlałem na cichą, dorzuciłem około 35g Chmielu Lubelskiego – nie mierzyłem, dodałem tyle ile mi wyszło po wyliczeniu z opakowania. i kolejny tydzień w fermentorze, tym razem bez kurka i bez rurki fermentacyjnel.

Gdy już nadszedł czas butelkowania popłynąłem z tematem zupełnie. Przyjechałem do rodziców, umyłem butelki, i każdą, partiami wyparzałem w gotującym garnku. Z wody powstał na nich bardzo śmieszny kamienny osad widoczny pięknie na zdjęciu.

20150913_211902 20150913_221443

Potraktowałem to jako element klimatu. Po wyparzeniu i zafoliowaniu szyjek przeniosłem (dźwiganie, dźwiganie i jeszcze raz dźwiganie) butelki do miejsca rozlewu i rozpocząłem procedurę wlewania piwa do butelek. Zmierzyłem Blg – wyszło, że z 14 stopni drożdże zjadły do 3-4. Wyliczone zostało około 6% Alkoholu wg. kalkulatora. Wcześniej nabyłem dwie torebki 50g glukozy, wsypałem połowę jednej i całą drugą do ciepłej wody, wymieszałem, dodałem do zlanego piwa i zacząłem butelkowanie. Sam proces rozlewu bardziej przypominał rozlew w znaczeniu bałaganu niż taśmy w browarze. Próbowałem w transporterze, próbowałem pojedynczo, próbowałem z rurką, bez rurki i na wszelkie wymyślne sposoby. Ani jednej, powtarzam, ani jednej butelki nie udało mi się nie przelać. Piana wychodziła na zewnątrz, po przelaniu się cofała, potem ciach – kapselek (wyparzone we wrzątku) na górę butelki i kolejne, i kolejne. W przypadku butelek z zamknięciem patentowym starałem się wyparzyć/wymienić gumki – całe butelki z kapslami i tak były gotowane chwile w garze. Po moich Tańcach z rurą rozlewniczą podłogę myłem trzy razy.

20150913_231137 20150913_232733

20150913_232234

Podsumowanie po pierwszym warzeniu? Urobiony po łokcie, szczęśliwy jak nigdy. Wiele rzeczy do dopracowania w tym procesie, wiele czynności można wykonać inaczej, zdecydowanie mniej nosić. Noszenie było chyba najgorsze w tym etapie. Zaraz po noszeniu ciężko się było pogodzić z ilością rozlanego przy butelkowaniu piwa.

Druga warka warzona była w mieszkaniu, gdzie odległość od kuchni do wanny jest znacznie mniejsza. Mam nadzieję niedługo opisać drugą warkę więc zapraszam do czytania!

Konstruktor